Przejście do gospodarki zrównoważonej
Korzyści ze wzrostu gospodarczego rozdzielone zostały, w najlepszym przypadku, nierówno. Jedna piąta światowej populacji zarabia zaledwie 2% światowego dochodu. W ciągu ostatnich 20 lat nierówności w krajach należących do OECD pogłębiły się. I podczas gdy bogaci stali się jeszcze bogatsi, realne dochody klasy średniej w krajach zachodnich pozostawały na tym samym poziomie na długo przed nadejściem recesji. Zamiast podnieść poziom życia tych, którzy najbardziej tego potrzebują, wzrost doprowadził do zubożenia dużej części światowej populacji. Bogactwo przepłynęło do niewielkiej grupy uprzywilejowanych szczęśliwców. Sprawiedliwość (lub raczej jej brak) jest tylko jednym z wielu powodów stawiających pod znakiem zapytania konwencjonalny sposób na osiąganie dobrobytu. Gdy rozrasta się gospodarka, zwiększa się zużycie zasobów naturalnych. Już dziś spowodowało to naruszenie równowagi ekologicznej. W ostatniej ćwierci poprzedniego stulecia światowa gospodarka powiększyła się dwukrotnie i jednocześnie szacuje się, ze 60% ziemskich ekosystemów uległo degradacji. Od roku 1990 (rok bazowy Protokołu w Kioto) światowa emisja dwutlenku węgla wzrosła o 40%.
Jeszcze przed końcem obecnej dekady mogą wystąpić znaczące niedobory najważniejszych surowców, takich jak ropa naftowa. Świat, w którym wszystko dzieje się tak, jak zwykle, już w tej chwili jest trudny do wyobrażenia. A co ze światem, w którym 9 miliardów ludzi dąży do osiągnięcia poziomu życia takiego, jak w krajach OECD? Aby było to możliwe gospodarka światowa musiałaby stać się piętnastokrotnie większa od obecnej do roku 2050, a czterdziestokrotnie większa do końca stulecia. Jak wygląda taka gospodarka? Z jakich surowców korzysta? Czy jest to wiarygodna wizja wspólnego, długotrwałego dobrobytu? Są to niektóre z pytań, które zainspirowały mnie do napisania tego raportu. Należą one do długiej tradycji poważnej refleksji nad naturą rozwoju, ale jednocześnie odzwierciedlają realne problemy wymagające natychmiastowego rozwiązania. Zmiany klimatu, bezpieczeństwo paliwowe, gwałtowne zmniejszanie się zróżnicowania biologicznego i powszechne nierówności stały się w ciągu ostatniej dekady głównymi tematami polityki międzynarodowej. Rozwiązania tych kwestii nie można już dłużej przerzucać na następne pokolenie, ani odkładać do okresu po następnych wyborach. Domagają się naszej uwagi już teraz.
Niniejszy raport ma na celu zbadanie zależności pomiędzy dobrobytem a wzrostem gospodarczym. Uznaje on pilną potrzebę rozwoju gospodarczego narodów biedniejszych. Lecz jednocześnie poddaje pod wątpliwość stawianie ciągłego wzrostu dochodów, jako właściwego celu polityki krajów już bogatych, w świecie ograniczonym limitami ekologicznymi. Jego celem jest nie tylko analiza dynamiki ujawniającego się kryzysu ekologicznego, który prawdopodobnie przyćmi obecny kryzys gospodarczy, ale również przedstawienie spójnych propozycji politycznych, które mogą ułatwić przejście do gospodarki zrównoważonej. Krótko mówiąc, raport ten kwestionuje założenie ciągłego wzrostu gospodarczego w krajach bogatych i stawia pytanie: czy jest możliwe osiągnięcie dobrobytu bez wzrostu?
Epoka braku odpowiedzialności
Powyższe pytanie stało się bardziej wyraziste na skutek recesji. Kryzys bankowy z roku 2008 doprowadził świat na skraj katastrofy finansowej i zatrząsł podstawami dominującego modelu gospodarczego. Spowodował przedefiniowanie granic pomiędzy rynkiem a państwem i zmusił nas do konfrontacji z naszą niezdolnością do zachowania równowagi finansowej — a tym bardziej ekologicznej — światowej gospodarki. Może się wydawać, że nie jest to właściwy moment na kwestionowanie znaczenia wzrostu gospodarczego. To nieprawda. Wręcz przeciwnie, kryzys ten sprzyja zaangażowaniu w poważną refleksję. Stwarza okazję na zajęcie się problemami zarówno równowagi finansowej, jak i ekologicznej, potraktowanymi wspólnie. I jak dowodzi ten raport, oba te zagadnienia są ze sobą ściśle powiązane.
Obecne zamieszanie nie jest rezultatem pojedynczego nadużycia, czy też zwykłego braku czujności. Rynek nie został zniszczony przez nieuczciwe jednostki, lub na skutek przymykania oczu na ich machinacje ze strony instytucji nadzorujących. Przyczyną kłopotów był sam wzrost gospodarczy. Imperatyw ciągłego wzrostu ukształtował strukturę współczesnej gospodarki. Stoi on za wolnościami przyznanymi sektorowi finansowemu. Jest przynajmniej częściowo odpowiedzialny za poluzowanie przepisów i obfitość niestabilnych instrumentów finansowych pochodnych. Ryzyko ciągłej ekspansji kredytów zostało podjęte rozmyślnie, jako podstawowy instrument stymulacji wzrostu konsumpcji. Model ten był zawsze niestabilny pod względem ekologicznym. Teraz mogliśmy przekonać się, że jest również niestabilny gospodarczo. Epoka braku odpowiedzialności nie oznacza zwykłego niedopatrzenia lub chciwości jednostek. Mieliśmy do czynienia z nieodpowiedzialnością planową, powszechnie usankcjonowaną, mającą na względzie jeden jasny cel: kontynuację i ochronę wzrostu gospodarczego. Porażka tej strategii okazała się katastrofą pod każdym względem. Zwłaszcza ze względu na wpływ, jaki wywiera na cały świat, a szczególnie na uboższe społeczności. Jednakże pomysł, że wzrost gospodarczy może wyprowadzić nas z kryzysu, jest również bardzo problematyczny. Reakcje mające na celu przywrócenie status quo, nawet jeśli okażą się skuteczne na krótką metę, z pewnością doprowadzą nas wkrótce z powrotem do stanu finansowego i ekologicznego braku równowagi.
Nowa definicja dobrobytu
Właściwszą reakcją jest zakwestionowanie podstawowej wizji dobrobytu opartego na ciągłym wzroście. I poszukiwanie wizji alternatywnych, — w których ludzkość mogłaby nadal rozkwitać, lecz jej niszczący wpływ na środowisko zostałby ograniczony. Mamy do dyspozycji bardzo obszerną literaturę na temat ludzkiego dobrobytu i możemy korzystać z obfitości zawartych w niej cennych spostrzeżeń. Dobrobyt ma bez wątpienia wymiary materialne. Jest czymś nieprzyzwoitym mówienie, że sprawy mają się dobrze, jeśli brakuje pożywienia i dachu nad głową (a jest tak w przypadku miliardów ludzi w krajach rozwijających się.) Lecz jest również oczywiste, że zrównywanie ilości z jakością, więcej z lepiej, jest całkowicie błędne. Jeśli nie miałeś pożywienia od miesięcy i żniwa znowu się nie udały, jakiekolwiek jedzenie jest błogosławieństwem. Ale jeśli zamrażarka w amerykańskim stylu jest już wypchana po brzegi przytłaczającą różnorodnością produktów spożywczych, nawet niewielka ilość więcej może być postrzegana, jako brzemię, szczególnie, jeśli kusi cię, żeby to zjeść.
Innym odkryciem jest to, ze dobrobyt wymaga nie tylko zaspokojenia potrzeb materialnych. Ma on niezwykle ważne wymiary społeczne i psychologiczne. Powodzenie polega w dużej mierze na zdolności do dawania i otrzymywania miłości, odczuwaniu szacunku ze strony innych członków społeczeństwa, poczuciu użyteczności wykonywanej pracy oraz przynależności i zaufania do społeczności. W skrócie, ważnym składnikiem dobrobytu jest zdolność do pełnego znaczenia uczestnictwa w życiu społecznym.
Taki pogląd na dobrobyt jest bardzo podobny do wizji rozwoju, jako “potencjału do rozkwitu” (capabilities for flourishing) Amartya Sen. Lecz wizja ta powinna być interpretowana ostrożnie: nie, jako zespół oderwanych wolności, lecz gama “powiązanych zdolności” do dobrego życia — w pewnych jasno zdefiniowanych granicach.
Sprawiedliwego i długotrwałego dobrobytu nie można oddzielić od warunków materialnych. Możliwości są z jednej strony ograniczone przez wielkość światowej populacji, a z drugiej przez skończoność środowiska naturalnego naszej planety. Ignorowanie tych naturalnych ograniczeń oznacza skazanie naszych potomków — i innych istot — na życie na zubożałej planecie. Natomiast perspektywa, że ludzkość mogłaby rozkwitać i jednocześnie mniej konsumować, jest intrygująca. Byłoby głupotą myślenie, że łatwo to osiągnąć. Lecz nie powinniśmy łatwo się poddawać. Stwarza to największą z możliwych szansę na trwały dobrobyt.
Dylemat wzrostu
Posiadanie takiej wizji nie oznacza pewności, że dobrobyt bez wzrostu jest możliwy. Chociaż ciągły wzrost gospodarczy jest formalnie czymś innym od wzrastającego dobrobytu, pozostaje możliwość, że stanowi on niezbędny warunek jego trwałości. A także, że bez wzrostu nasza zdolność do rozwoju znacznie się zmniejsza. Istnieją trzy powiązane twierdzenia broniące wzrostu gospodarczego. Pierwsze mówi o tym, że obfitość dóbr materialnych jest (mimo wszystko) konieczna dla rozkwitu. Drugie podkreśla ścisłe powiązanie wzrostu gospodarczego z pewnymi podstawowymi “prawami” — do ochrony zdrowia lub, być może, edukacji, — bez których dobrobyt nie jest możliwy. Trzecie dotyczy roli wzrostu w utrzymywaniu społecznej i gospodarczej stabilności. Istnieją dowody przemawiające za każdym z tych twierdzeń. Dobra materialne odgrywają w naszym życiu ważną rolę symboliczną, pozwalając nam na uczestnictwo w życiu społecznym. Można zaobserwować pewną zależność statystyczną pomiędzy wzrostem gospodarczym a najważniejszymi wskaźnikami ludzkiego rozwoju. A także odpornością gospodarki — zdolnością do ochrony miejsc pracy i środków do życia oraz uniknięcia załamania w obliczu zewnętrznych perturbacji.
Wzrost był (do teraz) standardowym mechanizmem zapobiegającym załamaniu. W szczególności, gospodarki rynkowe przywiązywały ogromną wagę do wydajności pracy. Ciągłe doskonalenie technologii oznacza, że można wyprodukować więcej, mniejszym nakładem pracy. Lecz co niezwykle istotne, oznacza to także, że z roku na rok potrzeba coraz mniej ludzi do wyprodukowania tych samych dóbr. Tak długo jak gospodarka powiększa się wystarczająco szybko, by skompensować wzrost wydajności pracy, nie stanowi to problemu. Lecz jeśli gospodarka nie wzrasta, zaczyna się presja na ograniczenie zatrudnienia. Ludzie tracą pracę.
Przy mniejszej ilości pieniędzy w gospodarce, spada produkcja, następuje ograniczenie wydatków publicznych i zmniejsza się zdolność do obsługi długu państwowego. Pojawia się widmo spirali recesji. W ramach tego systemu, wzrost gospodarczy jest niezbędny tylko po to, aby zapobiec załamaniu. Konkluzja ta prowadzi do niewygodnego i głęboko zakorzenionego dylematu: wzrost może być niezrównoważony, ale jego cofnięcie (de-growth) zdaje się oznaczać utratę stabilności. Można więc dojść do wniosku, że osiągnięcie trwałego dobrobytu jest niemożliwe. Lecz ignorowanie konsekwencji nie sprawi, że one się nie pojawią. Zaniechanie poważnego potraktowania dylematu wzrostu, jest być może największym zagrożeniem dla równowagi [ekologicznej i gospodarczej], w obliczu jakiego stoimy.
“Żelazna klatka” konsumpcjonizmu
Biorąc pod uwagę powyższe argumenty, założenie, że zapewnienie wystarczających zasobów i znaczące zmniejszenie emisji gazów cieplarniach, możliwe jest bez konfrontacji z naturą i strukturą gospodarek rynkowych, oznacza bujanie w obłokach. Można wyróżnić dwa współzależne elementy współczesnego życia gospodarczego, które wspólnie napędzają dynamikę wzrostu: produkcję i konsumpcję nowości. Chęć zysku stymuluje producentów do ciągłego poszukiwania nowych, lepszych, bądź tańszych produktów i usług. Zdaniem ekonomisty Josepha Schumpetera, to właśnie ten proces “kreatywnego niszczenia”, napędza ciągły wzrost gospodarczy.
Dla poszczególnych firm zdolność do adaptacji i wprowadzania innowacji — projektowania, wytwarzania i marketingu produktów nie tylko tańszych, lecz również nowszych i bardziej ekscytujących — ma znaczenie podstawowe. Firmy, którym się to nie udaje, ryzykują bankructwem. Lecz ciągła produkcja nowości miałaby dla firm niewielką wartość, gdyby nie było rynku dla ich konsumpcji w gospodarstwach domowych. Rozpoznanie istnienia i zrozumienie natury tego zapotrzebowania jest sprawą o znaczeniu zasadniczym. Jest ono ściśle powiązane z symboliczną rolą, jaką dobra materialne odgrywają w naszym życiu. “Język dóbr” pozwala nam na wzajemną komunikację — w najbardziej oczywisty sposób w kontekście statusu społecznego, lecz także tożsamości, przynależności społecznej, a nawet — na przykład poprzez dawanie i otrzymywanie prezentów — wyrażania uczuć do siebie nawzajem. Z wielu różnych przyczyn nowość dóbr ma tutaj znaczenie centralne. W szczególności, niosła ona zawsze ze sobą ważną informację na temat statusu. Pozwala nam także na realizowanie aspiracji dotyczących nas samych i naszych rodzin, jak również naszych marzeń o dobrym życiu.
Być może najważniejszym punktem jest tutaj niemal doskonałe dopasowanie pomiędzy ciągłą produkcją nowości przez firmy a ich nieustanną konsumpcją w gospodarstwach domowych. Niedające się ugasić pragnienie konsumenta stanowi doskonałe dopełnienie niemających końca innowacji ze strony przedsiębiorców. Te dwa samowzmacniające się procesy są razem dokładnie tym, czego potrzeba do dalszego nakręcania wzrostu. Pomimo tego dostosowania, a może z na jego skutek, bezustanna pogoń za nowościami wywołuje niepokój, który jest w stanie osłabić pomyślność społeczeństwa. Jednostki znajdują na łasce porównań społecznych. Przedsiębiorstwa muszą wprowadzać innowacje lub zginąć. Materialistyczny konsumpcjonizm powoduje wypaczenia instytucji. Samo przetrwanie gospodarki zależy od wzrostu konsumpcji.
“Żelazna klatka” konsumpcjonizmu jest systemem, w którym nikt nie jest wolny. Jest to pełen trosk i niepokoju, patologiczny system. Lecz na jednym poziomie to działa. System ten pozostaje zdolny do życia gospodarczego, dopóki zapewniona jest płynność i konsumpcja wzrasta. Jeśli któreś z nich gaśnie, załamuje się.
Keynesianizm i Nowy Zielony Ład
Polityczne odpowiedzi na kryzys gospodarczy są w zasadzie jednogłośne — uzdrowienie oznacza pobudzenie wydatków konsumentów w celu ponownego uruchomienia wzrostu gospodarczego. Różnice poglądów ograniczają się głównie do tego, w jaki sposób powinno to zostać osiągnięte. Dominująca (wywodząca się z Keynesianizmu) odpowiedź mówi o zwiększeniu wydatków publicznych i zastosowaniu obniżek podatków, aby pobudzić popyt ze strony konsumentów. Należy podkreślić pojawiający się międzynarodowy konsensus dotyczący jednej prostej idei. Uzdrowienie gospodarki wymaga inwestycji. Staranne nakierowanie tych inwestycji na bezpieczeństwo energetyczne, infrastrukturę o niskiej emisji gazów cieplarnianych i ochronę środowiska, przynosi wielorakie korzyści. Te korzyści to między innymi:
*uwolnienie środków na wydatki gospodarstw domowych i inwestycje produkcyjne poprzez redukcję kosztów energii i surowców
*ograniczenie naszej zależności od importu i narażenia na problemy z dostawą energii w wyniku różnego rodzaju trudnych do przewidzenia zdarzeń i procesów geopolitycznych
*zapewnienie bardzo potrzebnego czynnika pobudzającego zwiększenie zatrudnienia w poszerzającym się sektorze “przemysłów ekologicznych”
*postęp w realizacji napiętego planu globalnej redukcji emisji gazów cieplarnianych
*ochronę cennych zasobów ekologicznych i poprawę jakości środowiska życia dla następnych pokoleń.
W skrócie, “bodziec ekologiczny” jest wyjątkowo sensowną odpowiedzią na kryzys gospodarczy. Na krótką metę zapewnia uzdrowienie rynku pracy i gospodarki, w trochę dłuższym okresie czasu bezpieczeństwo energetyczne i innowacje technologiczne, a długoterminowo zrównoważoną przyszłość dla naszych dzieci. Niemniej jednak, domyślnym założeniem nawet “najbardziej zielonej” wersji tej strategii jest powrót gospodarki do stanu ciągłego wzrostu konsumpcji. Ponieważ stan ten jest z natury swojej niezrównoważony, trudno jest uniknąć konkluzji, że na dłuższą metę, potrzeba czegoś więcej. Dla naszego ograniczonego warunkami ekologicznymi świata niezbędny jest inny rodzaj struktury makro- gospodarczej.
Powyższy tekst jest fragmentem pełnego raportu, który dostępny jest tutaj.
Tłumaczenie: Jan Skoczylas
źródło: www.ecobuddhism.org
Zobacz także:
Buddyzm a kryzys klimatyczno-energetyczny
Jego Świątobliwość Dalajlama: Polityka a środowisko
Witam, czy mógłby mi Pan polecić książki, artykuły w języku polskim, które poruszają temat dobrobytu bez parcia na wzrost gospodarczy?
Na przykład tutaj jest ciekawy artykuł na ten temat: http://zielonewiadomosci.pl/aktualnosci/czy-mamy-juz-dosyc/, a tutaj ciekawa strona o systemie alternatywnym do kapitalizmu i komunizmu: http://po.kapitalizmie.prout.net.pl/